Przede wszystkim, jeśli chcę jeszcze kiedykolwiek, cokolwiek przygotować własnoręcznie, muszę koniecznie zainwestować w gilotynę czy specjalny nożyk do cięcia, bo moje zgrzybiałe ręce i brak jakiegokolwiek talentu dają mi się we znaki. Poniżej moje pierwsze w życiu samodzielnie wykonane zaproszenia.
Ależ ja wówczas byłam kula! Przytyłam w ciąży blisko 20kg! Że ja się w ogóle mogłam poruszać?!
Przejrzałam wówczas tysiące stron z podpowiedziami zabaw na tego typu imprezę. I choć na początku było dość sztywno, bo ja sama nie bardzo potrafiłam się odnaleźć w roli gospodynie i prowadzącej imprezę, to jednak szybko towarzystwo się rozluźniło i było całkiem sympatycznie.
Rozpoczęłyśmy zabawę od przygotowania bransoletki szczęścia. Każda z dziewczyn została poproszona o przyniesienie 3 różnych koralików. W ten sposób stworzyłyśmy niepowtarzalną ozdobę-amulet. Niestety bóle porodowe nie zmniejszyły się dzięki jej "cudownemu" działaniu, ale przynajmniej mam pamiątkę.
Zabawy i śmiechu było co nie miara, kiedy dziewczyny, za pomocą nitki, musiały wyznaczyć obwód mojego brzuszka. Cóż, wiem, że wyglądałam jak maszyna, ale bez przesady! Każda z dziewczyn zdecydowanie przesadziła z tym obwodem.
Najlepsze jednak były chyba kalambury - tematyka oczywiście związana z dzieciątkiem. Tak bardzo mi się ta ostatnia zabawa spodobała, że korzystam z niej przy każdej organizowanej przeze mnie imprezie, zmieniając oczywiście tylko hasła.
A, no i było taż malowanie brzuszka :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz